Dzisiaj miałam pierwszy dzień w pracy po wakacjach.
Zupełnie bez planu, bez żadnych wielkich oczekiwań. Nie obmyśliłam sobie żadnego scenariusza, nic nie spisywałam, bo wiecie, czasem lepiej jakoś tak na luzie. W głowie miałam mnóstwo myśli, ale na szczęście bez tego całego napięcia, które czasem potrafi się nakręcać. Po prostu wstałam, coś na siebie wrzuciłam i poszłam tam, gdzie powinnam być.
Jaki był ten dzień
Pierwszy dzień po przerwie to zawsze trochę taki miksa różnych emocji. Miałam chwile chaotyczne, momenty, kiedy myśli latały gdzieś tam... wiecie, jak to po wakacjach bywa. Nie wszystko od razu się układało, ale mimo tego czułam, że fajnie jest wrócić. Nic wielkiego się nie wydarzyło, nic spektakularnego, ale w środku coś tam jednak się poruszyło. To chyba wystarczyło, żeby mieć poczucie, że idę w dobrym kierunku.
Nie próbowałam udawać kogoś, kim nie jestem — po prostu byłam sobą: autentyczną, trochę niedoskonałą, ale prawdziwą. I wiecie co? To chyba właśnie zadziałało najlepiej. Wcale nie trzeba być idealnym, żeby znaleźć swoje miejsce. Wystarczy po prostu być — tak naprawdę obecnym, gotowym na to, co przyniesie dzień i otwartym na nowe sprawy.
Każda nowa sytuacja to jakaś nauka, nawet jeśli czasem jest trochę niejasno czy skomplikowanie. Takie małe kroczki, krok po kroku, prowadzą potem do większych zmian. Bycie tu i teraz, nawet jeśli coś idzie choćby trochę nie tak, to chyba właśnie to jest ważne. No i najważniejsze - w końcu to zrobiłam.
Lubię rutynę codziennego dnia, ale nie mam nic przeciwko spontaniczności w radosnym stylu. Izabela Bookendorfina
OdpowiedzUsuń