Pijany mężczyzna wezwał karetkę. Ratowników przywitały agresja i psy
Zgłoszenie brzmiało poważnie: nagłe pogorszenie stanu zdrowia. Karetka pojechała do jednego z domów na Mazurach. Ratownicy nie wiedzieli, że za chwilę zamiast pacjenta zobaczą rozchwianego mężczyznę i dwa duże psy gotowe do ataku.
Już po pierwszych chwilach było jasne, że wezwanie nie miało wiele wspólnego z realnym zagrożeniem zdrowia. Mężczyzna był pijany. Badanie wykazało blisko trzy promile alkoholu. Pomocy medycznej nie potrzebował. Zamiast tego zaczęła się awantura.
Nie było rozmowy. Były krzyki, chaos i narastające napięcie.
W pewnym momencie padła krótka komenda. Psy ruszyły w stronę ratowników. Medycy nie mieli wyboru. Cofnęli się do ambulansu, zamknęli drzwi i wezwali policję. W takich warunkach o jakiejkolwiek pomocy nie mogło być mowy. Chodziło już tylko o bezpieczeństwo.
Interwencja policji zakończyła zdarzenie. Agresywny mężczyzna został zatrzymany i trafił do aresztu. Sprawa szybko znalazła swój finał w sądzie. Wyrok był jednoznaczny. Sąd uznał go winnym narażenia ratowników medycznych na bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Ratownicy mówią wprost: każde fałszywe wezwanie to realne ryzyko. Gdy karetka stoi pod domem osoby pijanej i agresywnej, gdzieś indziej ktoś może czekać na pomoc, która nie przyjedzie na czas.
To nie była głupia zabawa ani niegroźny wybryk po alkoholu. To sytuacja, w której ludzie ratujący innych musieli ratować samych siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz